Ojciec redaktor
Czeladnik
Dołączył: 04 Kwi 2006
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
|
Wysłany: Wto 15:40, 23 Maj 2006 Temat postu: Upadek Bohatera |
|
|
Na innych forach opo się podobało więc tu je także zamieszczę
Prolog : Katastrofa statku
Esmeraldę już widać było na horyzoncie. Lord Hagen przyglądał się jak powierzony mu przez samego króla statek powoli zbliża się do portu. To był pamiętny dzień gdyż to dziś zło zostało pokonane. Na mrocznym dworze Irdorath gdzie kryło zło które zwykły człowiek nie był w stanie pojąć a co dopiero z nim walczyć. Jednak zło to w postaci pana smoków i hordy jego sługusów zostało pokonane przez bezimiennego bohatera, wybrańca Innosa któremu było przeznaczone nosić potężny artefakt – Oko Innosa. Lord Hagen wiedział, że powrót bohatera oznacza, że zło zostało unicestwione. Paladyn nagle zobaczył na statku małe światełko. Zniknęło tak szybko jak się pojawiło. Hagen pomyślał, że coś mu się przewidziało. Sekundę po tym statek wyleciał w powietrze. Ogromny wybuch doszczętnie zniszczył statek który miał uratować królestwo przed najazdem orków. Paladyn pomimo tego, że niemal nie możliwym było wystraszenie go był w szoku i zląkł się. To się stało tak szybko. Za szybko. Hagen nawet nie miał czasu mrugnąć a kawałki Esmelardy pływały na morzu. Ludzie z knajpy i domów wyszli zobaczyć co się stało. Huk rozniósł się po całym Khorinis. Wszyscy się zlękli i zaniepokoili. Rycerz jednak zauważył coś czego ktoś inny nie zauważył. Coś.. jakaś skrzydlata istota pojawiła się niedaleko miejsca gdzie doszło do katastrofy. Nic dziwnego, że inni tego nie zauważyli, miejsce to było dość odległe. Nawet królewski paladyn który posiadał prawdziwie sokoli wzrok ledwo zauważył to.. coś. Paladyn rozpoznał to stworzenie. Wystraszył się niemiłosiernie gdyż to był… Demon. Lordowi Hagerowi dreszcz przeszedł po plecach. Aż się cofną do tyłu z tego przerażenia. Po raz pierwszy w życiu coś tak go wystraszyło. Widok potężnego rycerza w ciężkiej lśniącej zbroi który trzęsię się ze strachu był dość dziwny. Jednak nikt nie zwracał na to uwagi. Kto by się tym przejmował skoro parę chwil przedtem było tu piekło. Hagen jeszcze bardziej się przestraszył gdyż zauważył, ze Demon coś zabiera ze statku. To były czyjeś zwłoki. Demon wziął je na ręce i zniknął w ciemności.
Rozdział I : Powrót bólu
- Co ci jest – Zapytał się Akil jednego ze sowich parobków
Był on wysoki i umięśniony, a łachy farmera oraz robota w polu dziwnie wyglądała w jego wykonaniu. A to dlatego, że posturą doganiał orków. Na dodatek doskonale władał bronią gdyż był jeszcze jakiś miesiąc temu wielkim wojownikiem. W prawdzie uwięziony pod kopułą bariery która niegdyś otaczała kolonię karną w Khorinis, ale to nie przeszkadzało mu być mistrzem miecza. Po upadku bariery jak wszyscy więźniowie zbiegł z górniczej doliny i zajął się pracą na jednej z farm. Była jednak ona z byt blisko dawnej koloni karnej. Gdy tylko tam spojrzał przychodziły mu niemiłe wspomnienia dlatego przeniósł się bardziej w głąb wyspy. W przeciwieństwie do reszty zbiegów on pracował uczciwie. Pozostali poukrywali się w lasach i zaczęli napadać na miasto albo ochraniali zbuntowanych farmerów przed strażnikami miejskimi. I tak czy siak by ich bili wiec równie dobrze mogą to robić za kasę. Angar taki nie był. Jak się miał bić to tylko w obronie własnej lub słabszych. Na dodatek ci najemnicy żądali haraczu od tych farmerów którzy pozostawali wierni królowi. Takim farmerem był Akil u którego Cor Angar pracował. Dla Akila pojawienie się Angara było wybawieniem gdyż najemnicy uciekali na sam jego widok po tym jak sprał jednego z najsilniejszych w tej bandzie Sylvia. Może by jeszcze chodził i by miał drugie oko gdyby wtedy nie zaatakował Angara, ale nie musiał się rzucać. Jednak teraz Angar z niewiadomo jakich przyczyn, postrach bandytów zwijał się z bólu.
- Może mi powiesz co ci jest – ponownie zapytał Akil
- Ból głowy powrócił, AAGHH, przecież Beliar został pokonany.
Akil nie ukrywał zdziwienia. Jego osobisty odstraszasz najemników dostał bólu głowy i na dodatek bredził cos o jakimś Beliarze. Gdyby Akil wiedział, że Beliar to potężne, a zarazem złe jak to tylko możliwe bóstwo inaczej by na tą sprawę patrzył.
- Idź się prześpij bo zaczynasz bredzić – powiedział Akil
Gdy parobek wchodził do domu, dwaj najemnicy złożyli Akilowi wizytę:
- Dalej nie chcesz zapłacić ? – zapytał 1 z nich
- Angar, pozwól na sekundkę…
Kiedy Akil wnosił do domu kolejną porcję żelastwa które zostawiali po sobie uciekający najemnicy Żona Akila zagadała do farmera:
- Widzę, że Angar się spisuje. To już 3 partia w Tym tygodniu – powiedziała z humorem.
- Tak, ale martwię się o niego. Dostał strasznych bólów głowy.
- A co mu się stało ?
- Nie wiem
- Pewnie to od tego słońca. Jest do nie wytrzymania
- Na dodatek coś bredził o jakimś Beliarze
- To na pewno od słońca, zaparzę mu ziółek. O nie, nie mam już ziół, ktoś będzie musiał pójść do Saggity
- Ale kto, droga jest niebezpieczna, a zwykle robił to Angar
- Randolph pójdzie jak wróci z miasta
- A jak pożre go ścierwojad, wilk a.. albo cieniostwór ?
- Da sobie rade, w końcu musimy zadbać o Angara. To bardzo cenny skarb
W tym momencie inny parobek - Randolph wrócił z miasta z wieściami. Jako, że często tam chodzi sprzedawać kupcom towary, a chłopcu na posyłki którego wynajął jeden z kupców poderżnięto gardło teraz on chodzi z przesyłkami. Randolph od progu zaczął krzyczeć:
- Nie uwierzycie co się stało ! – krzykną
- Co? – spytał Akil
- Statek paladynów z kilkoma ludźmi na pokładzie wyleciał w powietrze
- Co ?! – Wydarł się Cor Angar po czym wybiegł w stronę miasta
Rozdział II : Złe wieści
Angar nie miał nic prócz stroju farmera na sobie. Nie przejmował się tym, do czasu gdy spotkał na swej drodze… ORKA !! Żałował, że nie wziął chociaż lagi czy sztyletu, ale nie miał na to czasu. Śpieszył się do miasta. Mimo to nie wystraszył się. Wziął kamień i trafił nim w oko orka. Wykorzystując chwilę dezorientacji bestii wyrwał mu z ręki topór . Ork wpadł w furie. Atakował swoimi wielkimi łapami, ale Angar zwinnie unikał ataków orka. Miał nad nim spora przewagę gdyż miał bron a ork tylko pięści. Ork się zmęczył ciągłymi nieudanymi atakami. Doświadczony były strażnik świątynny wykorzystał moment zmęczenia orka i odęcia mu rękę. Ork zawył, ale wpadł w jeszcze większa furie. Ork z zawrotna siła i szybkością zaatakował Angara. tego ataku nie unikną. Odleciał na jakieś 10 metrów i upuścił broń. Ork tracił cały czas krew więc był coraz słabszy. Angar był kompletnie wściekły. Podobnie jak Ork teraz on również dostał Furii. Znaczą bezmyślnie szarżować na orka. Bestia się trochę zdziwiła, nie spodziewała się tego. Angar w biegu wziął orkową bron która wcześniej upuścił i w wielkim szale skoczył na orka odcinając mu głowę. Po tej okropnej walce wojownik wziął broń na plecy, by być przygotowanym na kolejna niespodziankę. Biegł dalej, aż dobiegł do bram miasta. Zatrzymali go 2 strażnicy. Angar wyciągnął swój orkowy topór i powiedział:
- Nie wkurzaj mnie !
- D.. do.. dobrze.. pp.. pa.. pa.. panie – odpowiedział przestraszony strażnik
Cor angar pobiegł od razu do portu, a strażnik do koszar. Angara zaczepił człowiek z nieźle obita twarzą.
- Hej kurduplu - powiedział
Angar tylko chwycił go za fraki i zrobił cos czego zwykły człowiek by nie zrobił. Rzucił Mężczyzna jak szmaciana lalka prosto do basenu portowego który był oddalony o jakieś 10 metrów. Ludzie zaczęli patrzyć na Angara z podziwem, a on nie zwrócił na nich uwagi tylko rozglądał się po porcie. W porcie był Lares. Smutek miał wypisany na twarzy. Angar podbiegł do niego:
- Co tu się stało !
- Czy my się znamy ?
- Jestem Cor Angar. Dowodziłem strażnikami świątynnymi w koloni, a ty dowodziłeś szkodnikami w nowym obozie.
- Hej Angar, co ty tu..
- Nie ma na to czasu, mów co tu się działo.
- Niewiele widziałem. Wszyscy albo spali, albo byli w knajpie. Wiem jedno. Nikt na statku nie przeżył. Nawet on. Nawet nasz przyjaciel który dokonał tak wielu wielkich czynów nie potrafił się uchronić przed tym. Powinienem być tam i zginąć razem z nimi.
- AGH, dlaczego. Zaraz, zaraz, czy to dlatego wróciły mi te okropne bóle głowy ?
- Jakie znów bóle głowy ?
- Nieważne, a czy ktoś widział całą tą katastrofę ?
- Tak ale wątpię by cię do niego dopuszczono.
- Kot to ?
- Lord Hagen.
Rozdział III : Spotkanie
- Gdzie jest ten Lord
- Ten leniwiec siedzi cały czas w górnym mieście i zbija bąki w ratuszu. Nie dopuszczą cię do niego ani strażnicy ani jego paladyni. Nie masz szans. Musiał byś się stać obywatelem i zacząć pracować dla króla
- Nie mam na to czasu, gdzie jest to górne miasto
- Przy południowej bramie, tylko nie działaj z byt pochopnie
- Dobrze
Po skończonej rozmowie z Laresem Angar chciał już pobiec do górnego miasta, ale zaczepiła go grupa strażników. Dwudziestu chłopa nieprzeciętnej postury z dobrą zbroja i mieczem przy boku. W śród nich Angar rozpoznał strażnika którego wystraszył wchodząc do miasta. Wiedział o co chodzi, ale nie zamierzał iść z nimi, chciał się dostać do Hagena tak szybko jak to możliwe. Postanowił, że załatwi to szybko
- Pozwolisz z nami – Powiedział jeden z nich.
Nim Laers zdążył krzyknąć „NIE DASZ RADY !”, Angar wyciągną swój topór i zaatakował. Dwoma machnięciami powalił trzech z nich. Pozostali nie tracili czasu. Rzucili się na niego i pobili do nieprzytomności. Pomimo tego, ze Angar stracił przytomność, straż kontynuowała lanie. Lares nie mógł na to pozwolić.
- Przestańcie, i to już – zawołał
- Zaraz ty dostaniesz – odpowiedział jeden z nich
Lares rzucił się na bandę strażników, ale i tak było ich z byt wielu. Lares pomimo tego, że był doświadczonym wojownikiem nie mógł poradzić sobie z bandą strażników. Zranił trochę kilku z nich i nic więcej. Strażnicy zrobili by to samo co Angarowi. Byli to najprawdopodobniej najlepsi strażnicy w Khorinis, albo po prostu byli dzisiaj trzeźwi. Zabili by jego i Angara gdyby nie…
- Przestańcie już ! A teraz wtrąćcie ich do celi ! Nigdy więcej tak nie róbcie !
- Tak jest kapitanie Wulwgar.
Cor Angar i Lares oprzytomnieli w celi.
- Nasze śpiochy już wstały – powiedział pilnujący cel strażnik – macie gościa
Do pomieszczenia przyszedł ubrany w zdobioną złotą szatę niski mężczyzna. Lares rozpoznał go. To był sędzia.
- No, no, no, co my tu mamy. Nielegalne wejście od miasta, atak na władzę…
- Milcz śmieciu – przerwał Angar – Chcę się widzieć z Lordem Hagerem
- I jeszcze obraza majestatu – kontynuował sędzia – no pięknie. Gdyby to ode mnie zależało to byście już wisieli
- Przecież to i tak od ciebie zależy, jesteś w końcu sędzią – wtrącił Lares
- Hej, masz racje – przytakną sędzia Laresowi – A więc postanowione zawiśniesz.
W tym momencie ktoś wszedł do celi i powiedział
- Kto chciał ze mną rozmawiać ?
Na to sędzia drżącym głosem
-L.. l.. Lo.. lordzie, ty tu.. tutaj ?
Rozdział IV : Ucieczka
- Jeśli ktoś chce ze mną rozmawiać to proszę bardzo. – powiedział Lord Hagen
- Lordzie Hagenie – zaczął Angar – Zło które niedawno zostało pokonane, powróciło
- Jakie znów zło ? –spytał Hagen
- To które spowodowało katastrofę statku
- To był wypadek ! Beczki z prochem się zapaliły
- Nieprawda ! Czułem, że cos jest nie tak ! – wydarł się Angar – Powinieneś to wiedzieć, wszystko przecież widziałeś.
- Tak, widziałem, jak statek wybuchną
- I co jeszcze ?
- Nic więcej.
- ŁŻESZ !!!
- Uspokój się - wtrącił Lares
- Pobiłeś trzech strażników – zaczął Hagen – Dwóch jest rannych a jeden nie żyje, za takie cos jest kara śmierci, a teraz musze iść, mam ważniejsze sprawy do załatwienia niż rozmowa z takimi oprychami.
Powiedział i wyszedł.
- Długo sobie nie pogadaliście - powiedział Lares
Angar pozostawił jego wypowiedź bez komentarza.
Nastała noc. Angar zdenerwowany cały czas chodził po celi wymyślając plan ucieczki. Niestety to był bardziej dowódca i wojownik niż złodziej, szpieg czy uciekinier w przeciwieństwie do jego towarzysza. Po kilkunastu minutach zdenerowanym głosem spytał się Laresa:
- Dlaczego tak siedzisz bezczynnie ? Musimy się stąd wydostać.
- Spokojnie – odparł –Mój szef zaraz nas wyciągnie.
- Szef ?
W tej chwili słychać było rozmowę za celą. jakiś strażnik rozmawiał z kolesiem pilnującym cele. Lares od razu podszedł do kart by lepiej usłyszeć rozmowę.
- Wypuść ich
- Zamknij się Martin. To są ważni więźniowie, jutro ich powieszą.
- Czy chcesz, żeby Lord Andre dowiedział się, o twoich kontaktach „handlowych” z Dexterem ?
- eeeeeee… Masz tu klucz, a ja idę spać.
- No właśnie.
Strażnik Martin podchodzi do Celi i otwiera Drzwi. Uradowany Lares mówi
- Hej Martin, dzięki za ratunek. A gdzie Va…
- Vatras ma ważniejsze sprawy na głowie, niż wyciąganie cię z kicia. Teraz ty i ten twój…- Martin spojrzał na wyższego o trzy głowy od siebie Angara – ekhm… Przyjaciel idźcie do niego. Oczekuje was na placu klasztornym.
Martin nie musiał tego dwa razy powtarzać. Lares skiną głową i poszedł wraz z Cor Angarem na plac klasztorny.
Rozdział V : Wodny krąg
Khorinis było pogrążone we śnie. Na ulicach było słychać jedynie chrapanie strażników którzy mieli patrolować miasto nocą. Niektórzy ludzie nie chodzili spać tylko szli do knajpy schlać się do upadłego i ewentualnie się pobić. Co biedniejsi szli do knajpy Kadiffa w porcie, natomiast bogacze z górnego miasta schadzali się u Coragona. Gdy zbiedzy przechodzili obok właśnie tej knajpy Angara zaczepił bogato ubrany człowiek
- E ty.. hyp.. brzydal – powiedział – chcesz w pysk ?
Angar nie odpowiedział tylko parskną lekceważąco dając mu do zrozumienia, że ma go głęboko w … nosie. Pijak znowu się odezwał
- Nikt nie lekceważy Valentina
Valentino wyciągną lagę i uderzył Angara w głowę. Nie zrobiło to na byłym strażniku świątynnym wielkiego wrażenia. Cor Angar był niezwykle silny i umięśniony wiec laga się rozbiła gdy uderzyła o jego ciało. Valentino śmiertelnie się przeraził. Zaczął uciekać w stronę knajpy, ale był zbyt pijany by zauważyć w ciemności belkę na którą wpadł. Człowiek nie był z byt silny i gdy wpadł na przeszkodę padł na ziemie i stracił przytomność.
- Dziwny człowiek – powiedział Cor Angar
- On tak już ma – odpowiedział Lares – od kąd tu jestem obrywa od każdego w miescie
- Aha
Angar i Lares w końcu dotarli na plac klasztorny. Było tam dwóch starszych mężczyzn w zdobionych niebieskich szatach. Rozmawiali tak cicho, ze widać było tylko jak poruszają ustami. Nagle Lares powiedział
- Vatras, dzięki za…
- Następnym razem nie będę mógł ci pomóc, a kim jest twój przyjaciel ?- spytał Vatras
- To jest Cor Angar, nie słyszałeś o nim Watrasie ? – powiedział drugi mężczyzna
- Skąd mnie znasz – spytał Angar
- Też byłem w koloni
- Wy.. Wy.. – jąkał się Angar – Wy jesteście
- Magami Wody tak, co w tym dziwnego – powiedział Vatras
- Przypomniałem sobie, jesteś Myxir, ale ciebie nie pamiętam – powiedział Cor Angar wskazując na Vatrasa
- Ja nie byłem w koloni – odparł
- Już się pogubiłem – stwierdził Cor Angar
W tym momencie Myxir powiedział coś na ucho Watrasowi
- Hmm… tak myślisz, więc niech tak będzie – powiedział Vatras – Angarze, czy nie słyszałeś czasem o wodnym kręgu?
- Nie?
- To tajna organizacja której ludzie pracują dla nas magów wody. Może chciał byś się do nas przyłączyć?
- Nie mam na to czasu, musze porozmawiać z Lordem Hagenem
- Jak przyłączysz się do nas, to umożliwimy ci zobaczenie się z nim
- Dobrze co mam zrobić?
- Przede wszystkim musisz udowodnić swojej lojalności wykonując jakieś zadanie
- Mów dalej
- Jesteś silny, powinieneś sobie z tym poradzić. Na wyspie kręci się sporo Orków. Dowodzą nimi elitarni orkowie. Gdy te bestie stracą przywódców będą zagubione i zdezorientowane, wiec zabij mi elitarnych orków
- nie ma na to czasu - Powiedział Angar i pobiegł w stronę górnego miasta
Rozdział VI : Khorinis
Angar do końca nie wiedział gdzie jest górne miasto, a że była noc, nie bardzo było się kogo spytać.
- Nie możesz zasnąć? – zapytał Angara człowiek siedzący na ławce. Był młodym mężczyznom i nie rzucał się w oczy. Pewnie dlatego wojownik go nie zauważył.
- Gdzie jest górne miasto? – zapytał Angar
- Człowieku, skąd ty się urwałeś, jest za tobą – powiedział młodzieniec wskazując na schody prowadzące do odgrodzonej części miasta. Wejścia pilnowało dwóch paladynów którzy stali sztywno. Nawet nie mrugnęli.
- Nie łudź się, że cię wpuszczą – wtrącił młodzian wstając jednocześnie z ławki i kierując się w stronę chat.
- Dlaczego? – spytał Angar, jednak nie dostał odpowiedzi
Bohater powiedział sam do siebie „Nienawidzę się bić” wchodząc po schodach. Jeden ze strażników powiedział:
- Ty tu nie wejdziesz! Wynocha!
- Nienawidzę się bić – powtórzył w myślach Angar, po czym z gracją sięgną po topór… którego nie było!
- Cholera, zapomniałem, zamknęli mnie, musieli mi zabrać broń – Pomyślał, odwrócił się i zszedł po schodach
- Hołota – powiedział jeden z paladynów
- Ja? Spójrz na siebie – odparł bohater
- Już ja cię nauczę – wykrzyczał strażnik, ale drugi uspokoił go, żeby nie doszło do nie równej walki, w końcu Angar był bez broni. Nasz „bezbronny” bohater położył się na ławce
***
Byli na szczycie jakiejś wieży. Bezimienny wskazał na Cor Angara palcem i powiedział grobowym głosem
- Chodź do mnie
Bohater cieszył się z widoku przyjaciela, ale dlaczego Bezimienny był tak blady, a jego zbroja przerdzewiała. Najdziwniejsze było to, że miał głowę nienaturalnie przekręconą w prawo i czerwone, podkrążone oczy. O co tu chodzi? Nagle poczuł ból. Strażnik miejski go skopał z ławki
- Wstawaj niedorajdo, tu się nie śpi. Jak chcesz spać to do gospody
- Spokojnie – powiedział Angar. Strażnik poszedł na plac klasztorny i wyklinał pod nosem. Wojownik dostał nagle strasznego bólu głowy. Przez pół minuty zwijał się, po czym ból ustąpił. Bohater wstał i ujrzał młodego człowieka. Rozpoznał go, to z nim rozmawiał wczoraj w nocy pod górnym miastem.
- Witaj ponownie, jestem Regis, a ty?
- Angar, Cor Angar
- Vatras, mag wody kazał ci to przekazać – powiedział młodzian dawając Angarowi miecz – Jest ciężki, trudno nim walczyć
Wojownik wziął miecz do rak i zaczął nim wymachiwać.
- Człowieku – powiedział ze zdumieniem Regis – kto cię tak nauczył władać mieczem?
- Górnicza Dolina
Mężczyzna staną jak wryty. Nigdy nie spotkał nikogo kto był z koloni karnej, gdyż byli to przeważnie bandyci którzy zabijali człowieka od razu bez żadnych ceregieli. Bynajmniej myślał, że nikogo wcześniej takiego nie spotkał. Dużo byłych skazańców kręciło się po Khorinis, ale nie miał o tym pojęcia. Jak by tego było mało ktoś niezwykle silny ot tak przyznaje się, że był więźniem. To było zbyt dużo dla zwykłego mieszczanina.
- Coś ci się stało? – zapytał Angar
- Nie nic – odparł Regis drżącym głosem. Postanowił, że już o nic nie będzie pytał
Rozdział VII : Wizyta u Hagena
- Dobra, idę – powiedział Angar
- Gdzie? – zapytał wystraszony Regis który rozważał możliwość wydania Cor Angara w ręce straży miejskiej
- Do górnego miasta
- Ale cię nie wpuszczą
- Wpuszczą – powiedział wojownik po czym wszedł na schody prowadzące do górnego miasta. Tym razem uzbrojony. Bramy zamkniętej części miasta pilnowali inni strażnicy niż poprzedniej nocy. Ci nie widzieli Angara wcześniej. Może to i lepiej chociaż
- Stój, tacy jak ty tu nie wejdziesz – powiedział jeden ze strażników. Angar już wyjmował swój miecz, ale drugi paladyn wtrącił
- Uspokój się niech wejdzie
Wojownik zgłupiał, a strażnicy się kłócili:
- Co ty nie możemy go wpuścić
- Możemy, Angar wchodź, pozdrowienia od Vatrasa
- Eeeeee… Dzięki
- jak cię ktoś zatrzyma to przekaż pozdrowienia od Vatrasa, Hagen siedzi w ratuszu, nie sposób tam nie trafić. Idź już
- Dobra, Dzięki za wszystko – po tych słowach Angar wszedł pewnie do górnego miasta.
W górnym mieście wszyscy byli bogato ubrani poza nielicznymi służącymi którzy sprzątali. Po środku stał ogromny pomnik paladyna, a parę naście metrów za nim był ratusz do którego Angar się wybierał. Już zaczął biec, ale przypadkowo szturchnął jednego z bogaczy, a ten się przewrócił
- JAK ŚMIESZ WCHODZIĆ MI W DROGĘ! - krzyknął – STRAŻ!
4 strażników i paladyn podeszli do bohatera i powiedzieli
- Ty pójdziesz z nami
Wojownik już chciał chwycić za broń, ale przypomniał sobie radę strażnika z przed bramy i powiedział
- Pozdrowienia od Vatrasa
- W takim razie przepraszam – powiedział paladyn i poszedł przed ratusz, a strażnicy rozeszli się. Bogacz wstał i krzyczał
- JAK ŚMIECIE MNIE TAK TRAKTOWAĆ, MNIE GERBRANDTA!
Cor Angar zignorował go i poszedł w stronę ratusza
- Ej zaczekaj – zawołał Gerbrandt i podbiegł do bohatera – czy mas pojęcie z kim zadarłeś?
- Nie i nie obchodzi mnie to
- Ty śmieciu, jestem wielki Gerbrandt
- Śmieciu? I kto to mówi?
Gerbrandt dostał szału. Wiedział, że strażnicy mu nic nie zrobią więc zaatakował Angara… PIĘŚCIAMI!!! Wojownik nic nie poczuł, natomiast bogacza rozbolały ręce. Wszyscy co się przyglądali śmiali się z Gerbrandta, a on uciekł do domu. Ludzie bili brawo, gdyż nikt go nie lubił, natomiast Angar nie wiedział do końca o co chodzi, bo w sumie nic nie zrobił, ale na to nikt uwagi nie zwrócił. Wojownik jak gdyby nigdy nic poszedł do ratusza. Strażnicy pilnujący wejścia już wiedzieli, że chroni go Vatras więc go wpuścili bez żadnych ceregieli. W ratuszu był Lord Hagen
- Znowu się spotykamy, W sumie nie wiedziałem, że Vatras ma takie wpływy, a więc co chciałeś?
- Chce z tobą porozmawiać
- To mów
- Ale na osobności
- Dobrze, choć na górę
***
- Naprawdę nie widziałem nic po za tym co już wiesz – powiedział Hagen
- Ale to naprawdę ważne – odpowiedział Angar – nawet nie zdajesz sobie sprawy z powagi wydarzenia
- Owszem zdaję
- Nie sądzę
- No dobra – powiedział powoli i z wyrzutem Lord Hagen – Pyrokar kazał mi nikomu o tym nie mówić, ale ty chyba musisz to wiedzieć
- Mów, szybko
- Widziałem demona
- DEMONA ?
- Tak, leciał w górę niosąc na rekach jakiegoś człowieka
- Cholera, to na pewno Bezimiennego niósł demon. Co teraz?
- Powinieneś chyba porozmawiać z Vatrasem
- Dobrze, tak zorbie – powiedział po czym pobiegł do Vatrasa
***
- A więc to tak – powiedział mag wody – to niezwykle podejrzane
- Co możemy zrobić? – zapytał Angar
- Najpierw trzeba ustalić komu służył ten demon
- Może jakiemuś magowi
- No tak! – krzyknął Vatras – To może być Xardas
- Xardas? – zdziwił się Angar – Ten nekromanta?
- Tak, on coś knuje, trzeba go zlikwidować?
- Ale jak? Gdzie on może być?
- Bliżej niż myślisz
- Jak to?
- Xardas zbudował wieżę niedaleko Khorinis. W górach niedaleko
- I nikt z tym nic nie zrobił?
- Nie myślałem, że ma złe zamiary, to on przywołał bezimiennego ze świątyni śniącego, uratował go
- I teraz znowu go przywołał, może nie ma złych intencji? Znowu go uratował
- Ale najprawdopodobniej to on stoi za katastrofa statku
- Co on zamierza zrobić z Bezimiennym
- Pewnie wykorzysta go do swoich celów
- Trzeba go powstrzymać, ale jak?
- Zabijając go
Rozdział VIII : Nekromancja
Angar po skończonej rozmowie z Vatrasem udał się do południowej bramy. Przy wyjściu z miasta zatrzymał go Lares
- Idę z tobą – powiedział
- Nie możesz – odparł Angar – to moja walka
- Nie poradzisz sobie sam z Xardasem, on może mieć pomocników, a zresztą nie masz nawet porządnej zbroi tylko strój farmera – po tych słowach Lares dał Angarowi zbroję. Była to solidna zbroja, ale nie było ochrony na głowę. Po za tym nadawała się do walki idealnie. Gdy Angar ją ubrał Lares powiedział
- To zbroja wodnego kręgu
- Przecież ja do niego nie należę
- Teraz już tak, acha masz tu jeszcze pierścień – Lares dał Angarowi pierścień z jakimiś dziwnymi znakami
- Dzięki, ale ja chcę iść sam
- O nie, nie pójdziesz sam. Połowa wodnego kręgu pójdzie z nami
- Co to, to nie, nie mogę was narażać
- Nie bądź taki samolubny, postanowione, Vatras tak kazał
- Ech
Lares poszedł z Angarem. Minęli jakąś farmę i poszli ścieżką między dwiema skałami. Po drodze natrafili na jaskinię a koło niej stało czterech mężczyzn
- Cord, Martin, Gaan, Cavalorn, jak miło was widzieć
- Najwyższy czas – powiedział największy – a to kto?
- To jest Cor Angar, on idzie z nami
- Ja cię znam – powiedział jeden z ich – byłeś strażnikiem świątynnym w obozie bractwa jeszcze za czasów w kolonii
- Ja ciebie nie pamiętam
- Jestem Cavalorn, byłem cieniem w starym obozie
- Dobra nie czas na gadanie - powiedział Lares – idziemy
Szóstka wojowników szła dumnie, aż doszli do wieży. Widzieli jak w środku ktoś walczył z 4 demonami
- Pomóżmy mu – krzykną Cavalorn
Ruszyli, Angar biegł pierwszy, wskoczył prosto na demona i przebił go mieczem na wylot. Drugiego wzięli na siebie Lares o Cord. Lares wbił miecz demona, a ten ryknął w niebo głosy. Wojownicy nie zwracali uwagi na głośny skowyt demona. Cord wziął zamach i odciął demonowi głowę. Z pozostałymi dwoma demonami walczył nieznajomy. Martin ruszył mu z pomocą. Cavalorn i Gaan oddali serię strzałów z łuku w głowę demonów, a nieznajomy buławą zmiażdżył demonowi głowę. Ostatniemu Angar odciął skrzydła, a Martin dobił leżąca bestie.
- To była bitwa, co nie Angar - powiedział Lares
Angar i nieznajomy popatrzeli na siebie
- Lester! – Zawołał Cor Angar – Co ty tu robisz?
- Cor Angar! – Odpowiedział – Bije demony, a co ty tu robisz?
- Mamy zabić Xardasa
- Wy też?
- Jak to „też”
- Mam go zabić na polecenie Pyrokara
- Kto to?
- To arcymistrz kręgu ognia – wtrącił Lares – rozmawiałeś z nim?
- Chciałem się przyłączyć do klasztoru, ale znają moją przeszłość o to ma być moja pokuta, a wy dlaczego?
- Chcemy uratować bezimiennego
- COOOOOOOOO?
- Xardas chce go wykorzystać do swoich celów
- Trzeba go powstrzymać, Chodźmy
Wojownicy skinęli głową i poszli na górę. W dużej komnacie z pentagramem stał Xardas z jakimś zombie, to był ożywiony… BEZIMIENNY! Wszystkim ciarki przeszły po plecach. Już były jasne plany Xardasa. Chciał uśmiercić Bezimiennego i zamienić w ożywieńca. Angar wbiegł na Pentagram, a Xardas powiedział
- Niech się zacznie pojedynek
Xardas zszedł z pentagramu, wokół którego zapłoną ogień przez co inni wojownicy nie mogli pomóc Angarowi który musiał walczyć z Bezimiennym
Rozdział IX : Pojedynek
Rozpoczęła się walka. Bezimienny jak na ożywieńca poruszał się niezwykle żwawo. Miał miecz taki sam jak Angar, natomiast zbroję inną, twardszą, mocniejszą, lepszą. Nic dziwnego, gdyż była to zbroja paladyna. Nie jakiegoś tam pomniejszego rycerza, tylko zbroja która nosili najlepsi paladyni. Bezimienny był niezwykle blady, chociaż w porównaniu z przeciętnym zombie to nie różnił się wiele od człowieka. To było coś bardziej „żywego” od zombie, ale mniej „żywe od człowieka. Natomiast poruszał się jak reszta ludzi, a nawet szybciej. Natomiast odcięcie mu jakiejś części ciała (po za głową) nie robiła na nim wrażenia. Mimo to były strażnik świątynny, Cor Angar wydawał się być godnym przeciwnikiem dla tego czegoś. Bezimienny zaatakował. Zamachnął się i wykonał obszerne cięcie w poziomie. Angar na szczęście zdołał odskoczyć do tyło, ale za tym cięciem poszła serie innych cieć. Cor Angar z trudnością unikał tych ciosów. Jednak Bezimienny popełnił błąd. Wykonał potężne cięcie w pionie, Angar uniknął, a Bezimienny miał całe półtorej sekundy miecz przy ciemi gdzie wcześniej stał człowiek. Były strażnik świątynny wykorzystał to i przeprowadził kontratak. Uderzył swoim potężnym ostrzem w tors. Jednak ten atak nie przeciął w pół wroga jak zamierzał Angar tylko wywrócił przeciwnika. Jak wcześniej wspomniałem Bezimiennego chroniła twarda jak skała zbroja paladyna. Angar chciał znowu zaatakować. Stanął na leżącym Bezimiennym i chciał wepchnąć swój miecz w nieosłoniętą przez zbroję twarz jednak jego przeciwnik przechwycił miecz tuż przy nosie i kopnął Angara, a ten odskoczył. Prawie trafił w ogień który płoną wokół pentagramu. Bezimienny już zaczął szarżować w stronę Angara ale ten błyskawicznie wstał i odskoczył na bok. Jego przeciwnik znowu popełnił błąd. Gdy wyhamował stał sekundę tyłem do Cor Angara, a ten uderzył swoim mieczem w nogi upadłego bohatera. Już chciał dokonać egzekucji, gdy nagle ktoś wystrzelił w jego stronę kulę ognia. To był Xardas. To nie była ot taka kula ognia. To był wielki i potężny pocisk ze skumulowanym ogniem w środku. Zwykły człowiek padł by na miejscu, ale Angar tylko się przewrócił. Ból był straszny. Poparzenia dręczyły Angara od stóp do głów. Bezimienny wstał i wbił swój miecz w brzuch Cor Angara. Ten krzyknął z bólu. Upadły bohater już chciał dobić ostatecznie Angara gdy ktoś krzyknął
- ŚMIERC OŻYWIEŃCOM !!!
To był Vatras. Bezimienny zgłupiał, a Vatras wystrzelił pocisk z runy trzymanej w ręce. To była runa śmierć ożywieńcom. Xardas tylko krzyknął „NIEEEEEEEEEEEEEEEE”, ale to był za szybki pocisk by można było zdążyć wystrzelić cokolwiek by to odbić. Bezimienny rozpłyną się, a Xardas stanął przy kupce popiołu która została po ożywieńcu
- Co ja zrobiłem? – powiedział – Nie powinienem tego robić. Muszę odpokutować. Byłeś dzielny Angarze. A teraz, żegnajcie – po tych słowach Xardas wyją z kieszeni runę teleportacji i przeniósł się w nieznane nikomu miejsce.
***
- Pokaż, co oni co zrobili – Powiedział Vatras do ledwo żywego Cor Angara – Te oparzenia mogę ci usunąć teraz, ale tą ranę będę musiał ci opatrzyć wraz z Constantinem w mieście
Wokół Angara i Vatrasa zebrała się grupka wojowników
- Czy on umrze? – zapytał Lares
- Tak, jeśli się nie pośpieszymy – odpowiedizał Vatras
- Wezmę go na ręce – powiedział Cord
- Będę.. Będę iść.. Będę iść sam - Powiedział, a raczej wybełkotał Angar
- Nic z tego, nie dasz rady wstać – powiedział Cavalorn
O dziwo Cor Angar wstał na nogi, ale ledwo się trzymał.
- Nie możesz iść – powiedział Lares - umrzesz zanim dojdziesz do miasta
- Nie umrę – powiedział już pewniej Angar
Epilog : Nagroda dla bohaterów
Wojownicy szli powoli, żeby w razie czego móc wziąć Angara na ręce. Szli powoli by dotrzymywać bohaterowi kroku. Wszyscy milczeli i patrzyli na Angara, zaś sam Angar wpatrywał się w ziemię. Po dłuższej chwili doszli do miasta. Przy bramie było pełno ludzi, a na samym środku stał Lord Hagen. Od razu jak zobaczył ich w bramie powiedział
- Udało się? Czy Xardas został..
- Odsunąć się! – Przerwał mu Lares – On potrzebuje medyka
Constantino przybiegł od razu z cała apteczką, Angar padł na ziemię. Ostatnimi siłami podniósł się i spojrzał na otaczający go tłum. Z grupy ludzi wyszedł bezimienny, ale już jako człowiek, nie jako żywy trup. Nie był ani w zbroi paladyna, ani strażnika. W ogóle nie był w zbroi. Miał tylko łachmany skazańca i płaszcz z kapturem który przykrywał jego głowę. Bezimienny podszedł do Angara, który w ostatnich chwilach życia uśmiechnął się. Bezimienny chwycił go za rękę i odlecieli do królestwa innosa, zostawiając na ziemi jedynie martwe ciało Angara
KONIEC
Post został pochwalony 0 razy
|
|